Kraina wiecznej wiosny, wieczne zielona wyspa, zielona perła Atlantyku itp. itd. Madera jest nazywana na wiele sposobów. Większość z nich jest - moim skromnym zdaniem - strasznie infantylna i patetyczna (chciałoby się nawet napisać - pompatyczna) i do tego nie do końca oddaje złożoność miejscowego klimatu. W wysokich górach, jednego dnia jest upiorny upał, kolejnego temperatura spada jedynie do kilku stopni Celsjusza i bez puchówki ciężko wytrzymać. Tego samego dnia na południowym wybrzeżu nadal może panować nieznośne gorąco, a północne klify może spowijać gęsta mgła i może padać drobna, zimna mżawka. Półwysep Św. Wawrzyńca, dziwnie "przyklejony" do głównej części wyspy, zwykle jest suchy, bez opadów, ale często smagany silnymi i zimnymi wiatrami. Na zachodnich krańcach zaś może w tym samym czasie panować przyjemne ciepło i "wiosenna" aura (nareszcie!).
Przed wizytą na Maderze byłem na kliku wyspach o - zdawało mi się - podobnym charakterze i ukształtowaniu terenu - Gran Canaria, Teneryfa czy Majorka także są skaliste, pokryte górami i opadają stromymi klifami ku morzu lub oceanowi. Madera jednak, przenosi to wszystko na nowy poziom - jeszcze nigdzie nie widziałem tak dużych różnic wysokości na tak małym obszarze i tak nieprzystępnej linii brzegowej. Najlepiej o tym świadczy fakt, że lotnisko (zbudowane chyba w jedynym miejscu, które jako tako się do tego nadawało),częściowo opiera się na gigantycznej, betonowej platformie wspieranej na równie gigantycznych betonowych podporach. Ten przykład inżynierii ekstremalnej można podziwiać jadąc drogą VR1, która przebiega pod platformą lawirując pomiędzy podporami.
Skoro już jesteśmy przy drogach, to jazda po Maderze wygląda nieco inaczej niż na innych wyspach, które odwiedziłem - nigdzie indziej nie widziałem takiego nagromadzenia tuneli, przez co jazda po wyspie jest czasem strasznie nudna, ale bez nich poruszanie się wzdłuż wybrzeża (które nie dość, że ma postać kilkusetmetrowego klifu, to jeszcze pocięte jest w wielu miejscach głębokimi, wcinającymi się w głąb lądu skalnymi wąwozami) trwałoby godzinami.
Jazda w głąb wyspy zaś oznacza pokonywanie niekończących się serpentyn i niekończących się, stromych lub BARDZO stromych podjazdów. Pamiętam nawet, że w jednym miejscu autko, które prowadziłem miało wielkie problemy z wyjechaniem nawet na pierwszym (!!!) biegu.
Nie zrozumcie mnie źle, jazda autem po Maderze nie jest jakoś specjalnie trudna, zużywa się jedynie więcej benzyny i trzeba często machać biegami (zadziwiająco często jeździ się na "jedynce" i "dwójce").
A tak poza tym wyspa jest całkiem ładna. W wielu miejscach widoki są tak piękne, że aż trudno uwierzyć, że to istnieje naprawdę (oczywiście są też miejsca tak brzydkie, że trudno uwierzyć, że ktoś mógł zbudować takiego „Gargamela”). Poniżej jednak skoncentrujemy się na tych pierwszych.
No tak, słynne, legendarne lewady... Symbol Madery, z którym trzeba się w końcu rozprawić. Owszem, w wielu miejscach można napotkać naprawdę piękne fragmenty, jednak przez większość czasu łażenie wzdłuż nich jest po prostu... nudne. Niestety te najbardziej imponujące fragmenty są po prostu rozdzielone długimi, nudnymi przejściami, gdzie „nic się nie dzieje”. Jeśli jednak to kogoś nie odstrasza, to proponuję odwiedzić poniższe trasy.
Na początek mała podpowiedź: jeśli poruszacie się swoim samochodem to najlepiej podjechać na koniec lewady (Miradouro da Portela),wziąć taksówkę (zwykle kilka czeka na pobliskim postoju) i podjechać do Ribeiro Frio, gdzie lewada się zaczyna, po czym zejść wzdłuż niej do samochodu.
Sama lewada jest w porządku, w sam raz jak nie mamy ochoty się męczyć. Aha, najbardziej spektakularny fragment znajdziecie gdzieś pod koniec :)
Lewada jest całkiem, całkiem, prowadzi przez ładny las laurowy, a do tego trasa prowadzi na dno imponującej skalnej studni, po ścianach której, wąskimi strumyczkami spływa woda z tytułowych 25 źródeł. Tutaj lewada bierze swój początek. Jako bonus, można odwiedzić pobliski wodospad Risco.
Jeśli ktoś miałby zobaczyć tylko jedną, jedyną lewadę, niech to będzie ta. Jak komuś mało, to trasę można sobie przedłużyć aż do Caldeirão do Inferno. Aha, zabierzcie czołówki – po drodze są tunele (uwaga na głowę!).
W następnej części rzucimy okiem na maderskie wybrzeże i klify.