W listopadzie w Tatrach Wysokich zwykle leży już trochę śniegu, staje się ślisko i jak na mój gust zbyt niebezpiecznie. Jeśli co gorsza temperatura oscyluje w okolicach zera stopni, góry pokrywają się cieniuteńką warstwą lodu tworząc prawdziwe szklane góry dla samobójców. Do tego dzień krótki, a deszcz lub śnieg pada często. Generalnie - aura raczej nie zachęca do wyjść. Dlatego też w tym okresie zwykle gdzie indziej kieruję swoje zainteresowanie - jest kilka rejonów, które są równie piękne i nawet gdy pada dają wiele możliwości fotografowania.
Takim rejonem jest właśnie Czesko-Saska Szwajcaria. Rejon ten jest oczywiście zupełnie inny niż Tatry Wysokie. W Tatrach królują dwutysięczne, granitowe olbrzymy, a Czesko-Saska Szwajcaria zbudowana jest z piaskowców, które przybierają niekiedy spektakularne formy bram, gór stołowych i wąskich wąwozów. Większość najładniejszych miejsc jest położona dość blisko wyjść na szlaki, więc rejon ten świetnie nadaje się na wycieczki, gdy dni są krótkie. Jeśli do tego ma się trochę szczęścia i zapanuje "polska złota jesień" (na granicy niemiecko-czeskiej...),to ciężko oderwać wtedy oko od wizjera aparatu.
Z powyższych powodów, dość regularnie odwiedzam ten rejon jesienią i nie inaczej było w tym roku. Pomimo kapryśnej aury udało się chyba złapać kilka ciekawych kadrów.